Bez ucha, bez ręki – czyli jak odbieramy telefony

Alexander Graham Bell w służbie logistyki

Telefon jako wynalazek potrzebował ledwie niecałych 150 lat, by stać się nieodzownym elementem naszej codzienności. Wychodząc z domu sprawdzamy – jak rapuje Taco Hemingway – czy mamy ze sobą „portfel, klucze, telefon”, a po powrocie z pracy podłączamy go do ładowania jeszcze przed zabraniem się za obiad. Współczesne telefony stały się elementem popkultury i przejawem mody, instytucją samą w sobie, dzięki której realizujemy się towarzysko, społecznie, zawodowo i intelektualnie. Podstawowa ich funkcja – umożliwianie komunikacji na długich dystansach – pozostaje jednak niezmienna i choć współczesna młodzież może skłaniać się ku temu, że rozmawianie jest mało wygodne i nieco przestarzałe, to my, logistycy, nie wyobrażamy sobie dnia bez przynajmniej jednego ucha czerwonego od ciągłych rozmów telefonicznych.

Czerwony telefon spedycyjny

Dostępność całodobowa

Wysyłanie maili i smsów stało się w ostatniej dekadzie wygodną alternatywą dla tradycyjnych rozmów. Nie wszystkie rzeczy musimy załatwiać przecież od ręki, czasem wystarczy nam wysłanie wiadomość i cierpliwe oczekiwanie na odpowiedź. Nieporównywalnie łatwiej jest w ten sposób przekazać niekoniecznie dobre wieści. Nasz świat – transportu i logistyki – rządzi się jednak innymi prawami. Ciężko wyobrazić sobie, by Klienci wysyłali do nas tweeta czy MMSa ilekroć potrzebują informacji o statusie dostawy. Nie tylko więc traktujemy telefon jako podstawowe narzędzie naszej pracy – dokładamy specjalnych starań i przeznaczamy dodatkowe zasoby na to, by być wciąż dostępnymi dla naszych kontrahentów i Klientów oczekujących na transport. Nasz „czerwony telefon” nie jest co prawda czerwony i nie ma obrotowej tarczy z cyframi, ale jest nieustająco czynny i cały dzień czuwa przy nim osoba gotowa do pomocy w każdej sytuacji.

Jedna koncepcja prawdy

Stanisław Tym w „Misiu” przekonywał, że równolegle istnieją obok siebie „prawda czasu i prawda ekranu”. Ks. Tischner pisał z kolei, że są trzy prawdy: „Świento prawda, tys prawda i gówno prawda”. Brzmi to dźwięcznie, jednak przy całym szacunku dla mądrości księdza, pozwoliliśmy sobie tę maksymę uprościć. Jest tylko jedna prawda i nie mamy zamiaru owijać jej w liryczną bawełnę. Transportujemy towary z punktu A do punktu B, pozycję naszej floty, przewożone produkty oraz rzeczywisty czas dostawy możemy określić z chirurgiczną precyzją.

Nie zawsze będzie to prawda miła dla ucha. Problemy zdarzają się wszędzie tam, gdzie pracują ludzie, a opóźnienia na trasach sięgających 2000 kilometrów są niemożliwe do przewidzenia. Dokładamy jednak wszelkich starań – począwszy od regularnego serwisowania floty, przez dokładne planowanie tras i układanie grafików, aż po uwzględnianie w kalkulacjach bezpiecznego zapasu na przejazd – by zminimalizować ewentualne trudności. Wdrożony w firmie system zarządzania ryzykiem pozwala nam przewidywać i przeciwdziałać problemom, na długo zanim powstaną. Dlatego możemy z czystym sumieniem gwarantować ogromną skuteczność i planować kolejne działania ze świadomością, że nasi Klienci są w dobrych rękach.

Tysiące dróg, jeden wspólny cel

Patrząc z zewnątrz można odnieść wrażenie, że nasza praca jest relatywnie nieskomplikowana – transport z miejsca na miejsce, podpisanie kilku papierków, wystawienie faktury. Po 30 latach w branży wiemy jednak, że spedycja to nauka tysiąca szczegółów, które muszą idealnie zgrać się w czasie i przestrzeni. Motto „quality matters” to nie tylko pusty slogan: to nasza codzienna praktyka, dzięki której nasi Klienci śpią spokojnie, a ich biznesy funkcjonują bez przestojów i kwitną. My zaś nie boimy się ani poniedziałków, ani innych dni, bo przychodzimy do pracy przygotowani i skupieni na jednym celu: podtrzymywaniu zaufania, którym nas obdarzacie i dbaniu o łączące nas relacje w najlepszy sposób, jaki znamy – dzięki sumiennej i rzetelnej pracy.